Z ponad 20 mln Polaków i osób polskiego pochodzenia zaledwie około 10 proc. przebywa za granicą czasowo. Jeśli marzymy o powrocie Polaków z emigracji, to możemy liczyć w dużej mierze właśnie na tę 2 milionową grupę. Są to ludzie, którzy mają, gdzie wracać i do kogo. Ich więź z krajem jest trwała. Nie zapuścili jeszcze korzeni gdzie indziej. Na ich powrót Polska jest najbardziej przygotowana.

Gdyby jednak w najbliższych kilku latach chciało do Polski wrócić więcej naszych rodaków, to musielibyśmy się na to wyzwanie przygotować. Niezbędne będzie zabezpieczenie znaczących środków i cały zespół działań logistycznych. Obecnie mamy w kraju duży niedobór mieszkań. Ministerstwo Rozwoju szacowało w 2021 roku, że brakuje ich aż 650 tysięcy, a 40 procent mieszkańców polskich miast żyje w przeludnionych lokalach (wśród państw UE bardziej przeludnione mieszkania występują jeszcze jedynie w Bułgarii, Rumunii, Chorwacji i na Łotwie).

Gdybyśmy myśleli o masowych powrotach tak zwanej Starszej Emigracji musielibyśmy rozpocząć pracę nad zbudowaniem odpowiedniej infrastruktury do życia i rozwoju dla milionów ludzi. Czy ktoś nad tym pracuje? Czy ktoś o tym myśli. Czy jest w ogóle sens to robić?

Świat się zmienia i staje się coraz mniej stabilny.  Należy w tym kontekście rozważać różne scenariusze i tworzyć warunki do tego, by nawet 20 mln naszych rodaków w określonej perspektywie czasowej mogła znów zamieszkać w Polsce. Gdzie mogliby znaleźć bezpieczny dom dla siebie i swoich rodzin. Te prace i działania trzeba zacząć od dialogu z samymi zainteresowanymi. Jeśli chcemy by wrócili musimy się ich zapytać, czy mają takie plany i co może być dla nich barierą. Zaproszenie do rozmowy może być pierwszym impulsem, żeby w ogóle zacząć rozważać taką opcję. Budowanie koncepcji i programów rządowych bez udziału Polonii jest zatem bezprzedmiotowe. Zwyczajnie nie ma sensu.

Potrzebne nam są różne podejścia – warto wyjść z paradygmatu powrotów i nie stawiać sobie takiego wyzwania jako priorytetowego dla Polonii. Szczególnie nie znając szerokiego nastawienia Polaków mieszkających za granicą. Dużo rozsądniejszym i bardziej realnym do przeprowadzenia wydaje się na obecnym etapie, działanie w celu przywrócenia przynajmniej części potencjału, który Polska utraciła wraz z masową emigracją. Straciliśmy bowiem w osobach emigrantów olbrzymi potencjał rozwojowy, społeczny, ekonomiczny i obronny. Emigranci to wszak, najbardziej twórcze, odważne i przedsiębiorcze jednostki. Niejednokrotnie dobrzy patrioci. Możemy ten potencjał choć w części odzyskać, bez konieczności powrotów milionów Polaków do Kraju. Warto zacząć rozmawiać w jaki sposób to zrobić i co to konkretnie oznacza.

W oczach polskich polityków Polonia jest często wyłącznie promotorem naszej kultury, języka, obrońcą dobrego imienia lub lobbystą spraw polskich. A są niestety i tacy, którzy uważają, że emigracja jest tylko etnograficznym skansenem polskości i to w obcym kraju. W praktyce wygląda to raczej słabo. Poza edukacją (szkoły polskie i polonijne) obecnie niewiele organizacji polonijnych może wykazać się realnym działaniem. Nasze diaspory nie odgrywają znaczącej roli w polskiej dyplomacji. Patrząc na skalę dotacji można powiedzieć, że są traktowane po marginalnie. Mniejszości żyjące w Polsce otrzymują od państwa znacznie więcej niż wszystkie organizacje polonijne na całym świecie. Przez wiele lat nie stworzono żadnej strategii angażowania Polonii w realizację strategicznych interesów Polski. W ostatnich latach pojawiły się takie pomysły, ale nie poszły za nimi pieniądze. Nie był też widać wielkiego entuzjazmu do nowych form zaangażowania po stronie organizacji polonijnych. To błędne koło wciąż się kręci i wszystko wskazuje na to, że nie ma woli, ani wizji, żeby je zatrzymać.

Wracając do odzyskiwania potencjału Polonii. Co nim jest? Nasza gospodarka z dodatkową liczbą 20 mln obywateli, aktywnych konsumentów byłaby dzisiaj zdecydowanie bardziej znaczącą częścią nie tylko gospodarki europejskiej, ale i światowej. Powinniśmy więc zastanowić się jak włączyć w nasz obieg gospodarczy Polaków żyjących poza granicami. Może lepiej namawiać Polonię do inwestowania w Polsce niż do kultywowania naszych tradycji. Nic tak nie zwiąże ich z Polską, czy nie zachęci do nauki języka, jak ich pieniądze ulokowane w ojczyźnie. Szczególnie ważne wydają się w tym przypadku inwestycje w nieruchomości. Wciąż rośnie rynek mieszkań na wynajem. Oczywiście takie działania już są. Szczególnie od niedawna widać zainteresowanie Polonii w Stanach taką formą lokowania pieniędzy, ale nie znamy ani skali, ani tym bardziej potencjału takich inwestycji. Żadna agencja rządowa nawet tego nie bada. Nie mówiąc już o tworzeniu programów, czy też kampanii promocyjnych zachęcających do inwestycji. W 2021 r. inwestorzy zagraniczni ulokowali w naszym kraju około 11 mld zł. To nie jest oszałamiająca suma. Z pewnością 20 mln osób jest wstanie wygenerować rocznie znacznie więcej, jeśli będzie widzieć w tym korzyści. A te korzyści nie muszą być tylko finansowe. W tej grupie inwestorów możemy wykorzystać jeszcze sentyment, chęć wsparcia swoich bliskich w ojczyźnie czy też chęć współuczestniczenia w budowaniu silnej, nowoczesnej, niepodległej Polski. Każdy motywacja jest dobra. 

Nie wykorzystujemy nawet olbrzymiej Polonii w Stanach Zjednoczonych. Nie powstała tam żadna sprawnie działająca instytucja, która by zachęcała do inwestowania w Polsce. W kraju z taką liczbą przedsiębiorczych ludzi inwestujących w rynki na całym świecie, nie potrafimy jak na razie zaistnieć z naszą ofertą. Podobna sytuacja jest w kwestii promocji polskich produktów i usług w na rynku amerykańskim. Nie chodzi oczywiście o inwestycje wielkich polskich firm typu KGHM, czy amerykańskich gigantów, bo oni radzą sobie sami. Przedstawiciele amerykańskiej Polonii mówili o tym otwarcie w trakcie Polonijnego Forum Ekonomicznego w Karpaczu w 2021 r. Wykazywali olbrzymi potencjał i gotowość do podjęcia wyzwań. Ubolewali również nad brakiem instytucji pełniącej rolę integratora, którym wg. nich mogłaby być np. Wspólnota Polska. Mówili, że dotychczasowe próby stworzenia takiej instytucji niestety się nie powiodły. Zwracali również uwagę, że potencjał firm polonijnych w USA jest większy niż potencjał niejednego z państwa. Wystarczyłoby zatem skutecznie zachęcić wyłącznie polonijnych przedsiębiorców do inwestowania w Polsce by znacząco zwiększyć poziom inwestycji zagranicznych w naszym kraju.

Potencjał społeczny, który drzemie poza granicami Polski też możemy reeksportować. Nie szukając daleko, bo to temat rzeka, można zwrócić się do Polonii z ofertą naszych organizacji pozarządowych. Nie chodzi o szukanie filantropów, choć taka forma też jest atrakcyjna, ale na przygotowaniu dla Polonii oferty wolontariatu. W post pandemicznym świecie praca zdalna, w tym zdalny wolontariat będzie czymś zupełnie normalnym. Dlaczego więc nie wykorzystać zaangażowania Polonii? Oferta organizacji działających na rzecz czy to regionu, czy to miasta, czy wsi z której ktoś pochodzi, może być atrakcyjniejsza od propozycji organizacji polonijnych. Wydaje się, że polskie organizacje NGO, nie patrzą w ten sposób na Polonię i nie szukają tam zbyt często ani wolontariuszy, ani pracowników. WOŚP jest najlepszym przykładem tego jak wiele organizacja może zyskać na współpracy z Polonią na całym świecie. Po światowych finałach WOŚP, widać jak Polonia garnie się do działania na rzecz polskiej organizacji i dobrych dzieł. Nie ma chyba takiej organizacji polonijnej, która potrafiłaby w równie dużym stopniu obudzić społeczny zapał Polonii. Potencjał społeczny to znacznie szersze pojęcie i nie należy go ograniczać do III sektora. To jednak właśnie ten III sektor może odegrać olbrzymią rolę w procesie przyciągania Polonii do Polski i wygenerować wielkie zmiany w wielu obszarach życia społecznego.

Na koniec o potencjale obronnym. Oczywiście zależy on w dużej mierze od liczebności mieszkańców danego państwa i sile jego gospodarki. Poprzez wspomniane inwestycje i budowanie zależności gospodarczych z całym światem już pośrednio zwiększamy swój potencjał obronny, ale nie w tym należy upatrywać wielkiego potencjał Polonii. To czego nie może nam dać nikt inny, to olbrzymie wsparcie w budowaniu tak zwanej „miękkiej siły” polskiego soft power. Joseph Nye twórca pojęcia soft power twierdzi, że: “Utrzymywanie otwartego i demokratycznego społeczeństwa przestrzegającego zasad prawa jest najlepszą drogą do zapewnienia soft power Polski.” Trudno nie zgodzić się z tym zdaniem. Nasze interesy i kluczowe relacje międzynarodowe są ulokowane w demokratycznym świecie. Musimy dbać o demokratyczny wizerunek, inaczej chęć do współpracy z nami będzie maleć, a z pewnością mało kto będzie chciał nam pomagać w chwili zagrożenia militarnego, gdy utracimy choćby wizerunkowy status państwa demokratycznego. W takiej sytuacji może nie pomóc nam nawet słynny art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. 

Nasza historia i dokonania III RP są znakomitym, acz niewykorzystanym orężem w walce o wizerunek piewców wolności i demokracji. Jak dalekie jest to od obecnego wizerunku Polski chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Pytania, które musimy sobie postawić brzmią: Co poszło nie tak? Dlaczego nie jesteśmy postrzegani na Zachodzie jako ojcowie demokracji europejskiej, którymi jesteśmy. Przecież po Grekach powinniśmy zajmować zasłużone drugie miejsce w panteonie demokratów. Dlaczego nasi rodacy żyjący poza granicami nie są o tym przekonani? Dlaczego nie są z tego dumni? I dlaczego w końcu nie rozgłaszają tego światu?

Gdyby nasze idee traktować jako produkt, a naszą diasporę jak sieć sprzedaży, to możemy z pełną stanowczością stwierdzić, że jesteśmy gigantem na skalę światową. Czegoś jednak w tej układance brakuje. I tym właśnie powinniśmy się zająć.

Autor: Łukasz Wróbel